Jestem zadowolona z życia. Pomógł mi w tym urlop na Sri Lance. Wróciłam naprawdę odmieniona, odprężona, pewna siebie i wypoczęta. Nawet dłuższy i bardziej emocjonalny wyjazd do Indii nie dał mi tego co dały mi te 2 tygodnie. To chyba słońce, moja piękna opalenizna, omega 3 z ryb i ludzie, których spotkałam.
Przede wszystkim przypomniało mi się co jest w życiu ważne, a co zupełnie bez sensu i przereklamowane. Przypomniało mi się, że chodzi o to, żeby czuć się dobrze tu i teraz , zawsze i tylko tu i teraz. Pomogło mi to zrozumieć moje miejsce w świecie, docenić to co mam i kim jestem, co mnie tu przyniosło. Utwierdzić się w słuszności swoich życiowych wyborów, skrystalizować swoje cele i plany. Nie dać się zdominować społecznym normom i nakazom.
Jest naprawdę dobrze, a będzie lepiej. Dotrę kiedyś do stanu, kiedy w taki miejscu jak Mirissa będę spędzać kilka miesięcy w roku, nie tylko tygodni. Wiem, że to się zdarzy. Nie będę niczego przyspieszać, mam czas. Czekam na swoją kolej.
Tymczasem tu i teraz: zima jest piękna, Warszawa pełna ciekawych kulturalnych wydarzeń, ludzie dookoła przyjaźni, moja praca znowu ciekawa, jeśli tylko trochę bardziej się w nią zaangażuje. Mięśnie czekają na wyćwiczenie przed następnym wyjazdem na surfing.
Akceptuje swoje miejsce w świecie, tu i teraz.
Peace and love world!
PS. Przykro mi, jeśli ktoś z Was nie ma takiego stanu ducha w tej chwili. Przesyłam Wam trochę słońca 🙂